MASZYNY Z PODMIELECKIEGO PŁAWA PRODUKUJĄ INDYJSKIE OŁÓWKI Rozmowa ze Stefanem Drozdowskim – właścicielem Zakładu Metalowego w Pławie i Borowej k. Mielca
Włodzimierz Gąsiewski – Pański Zakład produkuje maszyny głównie dla branży drzewnej, m.in. traki do drewna, ostrzarki do pił i inne tego rodzaju urządzenia. Do tej pory poza Polską, także w Europie macie dość licznych odbiorców waszych urządzeń, a ostatnio odbył pan wizytę biznesową w Indiach. Proszę powiedzieć kilka słów na temat tego wyjazdu.
Stefan Drozdowski – Hindusi z naszymi maszynami zetknęli się po raz pierwszy dwa lata temu na targach w Hanowerze, a rok temu w maju 2012 r. przyjechali do nas i zamówili pierwszą maszynę. Był to Trak PRP-58 wraz z całym osprzętem, m.in. z ostrzarką do pił, podajnikami kłód i innymi urządzeniami towarzyszącymi. Nasz mini trak , przedsiębiorcy z Indii postanowili zastosować do specjalistycznej produkcji ołówków, w czym są potentatem na rynku światowym. Wytwarzają tradycyjne ołówki drzewne. Zatrudniają w Indiach kilkanaście tysięcy pracowników, a na ich potrzeby pracuje kilkaset indyjskich tartaków, które przygotowują wstępne deszczułki do dalszego przerobu na ołówki. Dla potrzeb naszych indyjskich partnerów zmodyfikowaliśmy nieco nasz trak, na 24 piły nadając mu symbol na rynek indyjski SC-24. Z tym, że wyprodukowaliśmy i sprzedaliśmy do Indii kilka kolejnych traków na 30 pił, a przygotowujemy ekspedycję dwóch maszyn z 36 piłami.
W. Gąsiewski – Wiadomo, że przedsiębiorcy z Indii mieli do wyboru różne marki maszyn z całego świata, czym więc konkurowały traki z Zakładu Metalowego z Polski, z Pława, że to one właśnie biorą udział w produkcji miliardów ołówków?
Stefan Drozdowski – Producenci indyjscy rzeczywiście pracowali na specjalistycznych pilarkach czeskich i niemieckich, które są także na rynku polskim. Maszyny te służą głównie do cięcia deseczek na ołówki i są wykorzystywane niekiedy w Polsce do cięcia cienkich deseczek na okleiny. Hindusi natomiast postanowili wykorzystać naszą maszynę tylko do produkcji deseczek na ołówki. Oczywiście zaważyły tu także względy jakościowe i cenowe, jak również i wydajnościowe. Tamte maszyny pracują u nich tylko na 18 pił, a nasze od 24 do 36. Ponadto nasza maszyna tnie niemal każde rodzaje drewna, nawet mniej wymiarowe, tzw. obrzynki, nieraz uznawane już za odpady, co jeszcze bardziej podnosi jej wydajność, bezawaryjność a tym samym i konkurencyjność. Oczywiście przyczynia się to także do oszczędności drewna.
W. Gąsiewski – W związku z tym jakie są perspektywy dalszej współpracy z producentami indyjskimi, a może i z innymi krajami tego regionu.
Stefan Drozdowski – Perspektywy są nieprawdopodobnie duże na same Indie. Gdyby chcieli wyposażyć w nasze traki, choćby tylko połowę ich tartaków, to już trzeba ok. 100 maszyn naszej produkcji. Tymczasem produkowane u nas tego typu traki, są ciężkimi ok. 3-tonowymi maszynami, dość czasochłonnymi w produkcji i rocznie wytwarzamy ich ok. 25-30 sztuk. Więc jest to produkcja na kilka lat, z tym że naszych partnerów z Indii interesuje dużo maszyn, wyprodukowanych dość szybko. Trzeba byłoby więc naszą produkcję mocno zintensyfikować.
W. Gąsiewski – Rozumiem, że podejmujecie to wyzwanie i rozwiniecie produkcję tych maszyn.
Stefan Drozdowski – Oczywiście, że tak. Wykonaliśmy już w tym zakresie sporo. Hindusi byli już u nas czterokrotnie. My również byliśmy z wizytą w Indiach. Jesienią przyjadą znów do nas główni decydenci indyjscy z tych zakładów.
W. Gąsiewski – Właśnie byliście państwo w Indiach. Jak się prowadzi interesy z przedstawicielami krajów azjatyckich.
Stefan Drozdowski – Są przede wszystkim bardzo gościnni. Na lotnisku w Bombaju odbierał nas osobiście główny dyrektor firmy. Przewoził nas także do hotelu, jedliśmy z nim obiad w niezwykle ekskluzywnej restauracji, wysokiej na kilka pięter, ze szklanym dachem, gdzie rosły naturalnej wielkości palmy. Nasi kontrahenci z Indii są także niezwykle rzetelnymi partnerami, bardzo dobrymi i terminowymi płatnikami. Podobna sytuacja była kilka lat temu, kiedy sprzedaliśmy swoje maszyny do Tajlandii.
W. Gąsiewski – Zwiedzaliście ich zakłady. Jaka jest specyfika tamtejszych warunków w porównaniu
z Polską?
Stefan Drozdowski – Uderza przede wszystkim ich mrówcza praca. Na tartaku pierwsza zmiana pracuje 14 godzin, a druga 10 godzin. Widać też tzw. kastowość ich społeczeństwa, a także pracowników wyglądających bardzo młodo, może nawet dzieci, które bardzo ciężko pracowały. Niektórzy pracownicy pochodzili z bardzo odległych stron Indii, oddalonych nawet o 1000 km. Podczas pracy mieszkają oni w zakładzie. Na zimę, na trzy miesiące wracają do domów , a potem znów przyjeżdżają tu do pracy.
W. Gąsiewski – A jak podobały się Indie pod względem turystycznym?
Stefan Drozdowski – Myśmy byli w Kaszmirze. Nasza obecność to głównie praca polegająca na szkoleniu obsługi naszych maszyn. Zdarzył się nam dzień pracy od godz.8.00 do 24.00. Staraliśmy się choć spróbować przybliżyć do azjatyckich standardów pracy. Uderzało mnie tam jednak, nieprawdopodobnie duże nasycenie służb mundurowych, wojska, policji, co może być zrozumiałe, ze względu na tlący się konflikt Indii z Pakistanem, jak też zagrożenie terrorystyczne. Nasi gospodarze, aż do przesady dbali o nasze bezpieczeństwo, np. w hotelu zawsze w sąsiednim pokoju spał nasz opiekun. Hindusi wszędzie byli z nami, myślałem że na kilka godzin zostaniemy sami w Bombaju. Rysowała się taka szansa gdyż w trakcie powrotu mieliśmy 6 godzin czasu między przylotem z Iammu na lotnisko krajowe a odlotem z lotniska międzynarodowego do Monachium. Niestety tam też czekała już na nas taksówka i zabrano nas do hotelu abyśmy zjedli obiad i odpoczęli przed długim lotem. Srinagar to niemal podnóże Himalajów, miejscowość, która jak słyszałem jest główną bazą od strony Indii do wypadów w Himalaje. Tymczasem myśmy tam nie spotkali ani jednego europejskiego turysty. W sumie też do Indii pojechaliśmy w celach biznesowych, można powiedzieć, że pracowaliśmy. Niemniej jednak Hindusi proponowali nam dłuższą wycieczkę. Ostatecznie przez kilka godzin zwiedzaliśmy w Srinagarze tzw. ogrody królewskie, gdzie były m.in. ruiny rezydencji wypoczynkowej z pięknymi tarasami z widokiem na długie ok. 40 km jezioro. Natomiast na północy widoczne już były pasma Himalajów.
W. Gąsiewski – Dziękuję bardzo i mam nadzieję, że wizyta w Indiach przyczyni się do jeszcze większego rozwoju Zakładu Metalowego, którego jest pan właścicielem.
Rozmawiał: Włodzimierz Gąsiewski
Na zdjęciu od lewej Stefan Drozdowski i indyjscy partnerzy (foto arch.)
Wywiad ukazał się w Ogólnopolskim Kwartalniku ,,Nadwisłocze" nr 2/2013