Portal promocja.mielec.pl prezentuje informacje i relacje - zapraszamy do współpracy: ogłoszenia - reklama w internecie i gazecie, grafika i skład komputerowy, zdjęcia reklamowe, foto i wideo reportaże
Strona główna / Bez kategorii / Polonijne okruchy Ameryki – cz. I
Widok na Down Town Chicago maj 2002

Polonijne okruchy Ameryki – cz. I

Jest 30 marca 2002 r. Kiedy, po długim i męczącym locie samolot zaczyna zataczać kręgi nad ogromnym jeziorem i kiedy wreszcie zaczyna rosnąć w oczach ziemia i maszyna dość miękko osiada na pasie startowym – rozlegają się oklaski. Następuje chwila wytchnienia – oto w ponurych czasach terroryzmu, lądujemy w Ameryce – kraju, w którym niecały rok temu był atak 11 września…

Widoki z samolotu, jeszcze chyba znad Polski i Europy…

Tak zwyczajnie jak z międzymiastowego autobusu bierzemy swoje podręczne bagaże i wysiadamy. Jeszcze żegnają nas uśmiechnięte stewardessy LOT–u i nawet nie zstępujemy bezpośrednio na amerykańską ziemię tylko nadal nad nią zawieszeni przechodzimy przez coś, co się nazywa rękawem i idziemy, idziemy po długich korytarzach aby wreszcie dojść do przestronnej hali, na końcu której jest szereg przeszklonych stanowisk dla pracowników amerykańskiego biura imigracyjnego, skąd jeszcze nas zwyczajnie mogą zawrócić. Większość pasażerów jest poddenerowana – czy dadzą wizę i na jak długo. Różne przecież chodzą opowieści na ten temat. Staję na końcu dość krótkiej kolejki, ale to by było za dobrze, to kolejka dla obywateli i rezydentów, a nie dla zwykłych turystów, którzy nie mają stałego pobytu w Ameryce. Kolejka dla takich jest dużo dłuższa, a ludzie bardziej zdenerwowani. Także i niektórzy urzędnicy są zniecierpliwieni.

Jest późne popołudnie, Wielka Sobota przed Wielkanocą, a świąt w Ameryce jest niewiele i zwykle jednodniowe. A tu jeszcze problemy językowe. Jedna  urzędniczka dość głośno upomina kilku zdezorientowanych Polaków, którzy nieopatrznie przeszli czerwoną linię przed jej okienkiem. Ona nie może też pojąć dlaczego ci Polacy nie mówią po angielsku. W takiej kolejce nie opłaca się stać. Nie ma bowiem nic gorszego niż zdenerwowana urzędniczka, to już wiemy bez potrzeby wyjazdu do Ameryki. Wreszcie zlitowali się i przysłali kilku dodatkowych oficerów, którzy zajęli miejsca przy dotąd pustych okienkach. Teraz już wszystko idzie szybko, rutynowo i bez zbędnych pytań. Pieczątki papierki i już Ameryka… No, niezupełnie – jeszcze bagaże. Jeżdżą w kółko na specjalnym transporterze. Trzeba tylko je odnaleźć i zdjąć z podajnika. Po kilku takich okrążeniach wreszcie są. Jeszcze kontrola celna… Zwykła formalność. Torby przejeżdżają przez specjalny tunel, ale jesteśmy już zaprawieni na lotnisku w Polsce, gdzie nawet kazali nam zdejmować buty. Wprawdzie jeden z amerykańskich celników coś tam tłumaczy jakiejś starszej pani pokazując suszoną kiełbasę, którą pewnie wiozła na stół wielkanocny, ale cóż to kogoś obchodzi, kiedy już wszystko za nami, bagaże zapakowane na wózek i teraz tylko trzeba odnaleźć osoby, które czekają na lotnisku… Pół biedy, jeśli jest to ktoś znajomy, ale po mnie miał przyjechać ktoś, kogo nigdy wcześniej nie widziałem na oczy.

* * *

Kiedy po kilku tygodniach pobytu w Chicago otrzymałem propozycję odbycia wieczoru autorskiego, nie dowierzałem własnym uszom, ale to była prawda, jak też i wiele innych rzeczy, które przytrafiły mi się wcześniej. Wrócę do nich, ale to przyjemnie rozpocząć opis pobytu w wietrznym mieście, jak nazywają Chicago, od skromnego wieczoru autorskiego w polskiej księgarni „Globe” na rogu Irwing Park i Austin, gdzie jest o wiele więcej polskich akcentów, takich jak sklepy, komisy, galerie, kwiaciarnie, drogerie, a nawet i fryzjerzy, którzy strzygą za jedyne 5 dolarów zarówno Polaków jak też i przedstawicieli innych nacji, których przyciąga niska cena usługi. Jak to się stało? Szereg niespodziewanych zbiegów okoliczności, które mogą się zdarzyć tylko za Wielką Wodą. Najpierw mail i telefon od pani Krystyny, redaktorki naczelnej miesięcznika „Polish News” i znajomość z panem Jerzym, który tak naprawdę jako pierwszy zaczął pokazywać mi Chicago i tak wiele opowiedział o zamieszkującej to miasto Polonii.(Cdn.)

Na zdjęciach autor w Polskiej Księgarni GLOBE International Ltd. przy Irving Park w Chicago, wraz z jej właścicielką Celiną Plucińską, która udzieliła gościny na wieczór poezji autora oraz przyjęła jego książki do sprzedaży (fot. Jerzy Darski). Księgarnia Pani Celiny była miejscem nie tylko sprzedaży książek, ale także galerią i antykwariatem oraz miejscem spotkań Polonii w Chicago. Wszędzie czuło się tu Polskę – na półkach i na ścianach, no i oczywiście tradycyjna polska gościnność. Każdy mógł tu nie tylko kupić książkę, ale także wypić kawę czy herbatę, porozmawiać.

Autor przez prawie trzy miesiące przebywał w Chicago w USA i w tym czasie m.in. współpracował z tamtejszą prasą polonijną: Polonijnym Tygodnikiem Ilustrowanym „ALFA”, Magazynem Polsko-Amerykańskim „Polish News”, gdzie zadebiutował swym wierszem „Matka” oraz z Polish American Daily News „Dziennik Chicagowski”, jednym z największych dzienników polonijnych w USA, gdzie pracował przy redagowaniu magazynów do wydań weekendowych. Niniejszy cykl artykułów, to reportaż z pobytu autora w Ameryce, która dla większości Polaków nadal jest krajem nieznanym, a w powszechnej świadomości pokutuje mit i sen o tym kraju. Publikacja ta może jednak tylko w niewielkim ułamku przyczynić się do poznania tego wielkiego kraju, w którym żyje ok. 10 milionów Polaków, dlatego też autor zaprasza do współtworzenia tego cyklu tych wszystkich, którzy chcieliby podzielić swoimi się wrażeniami z pobytu w Ameryce, zarówno powracających do kraju, jak i tych mieszkających nadal za Oceanem.

Na zdjęciu Andrzej Gołota podczas parady 3 Maja, która odbyła się 4 maja 2002 r. w Chicago (fot. W. Gąsiewski) O samej paradzie, która trwała kilka godzin, innym razem.

Cdn.

Włodek Gąsiewski

Zapraszam też do zapoznania się z artykułem i ewentualnego nabycia tej książki:

http://promocja.mielec.pl/listy-za-ocean-letters-over-the-ocean-kolejna-ksiazka-malzenstwa-krystyny-i-wlodka-gasiewskich/

Sprawdź również

Warsztaty rodzinne

W niedzielę, 15 grudnia, w Centrum Wystawienniczo-Promocyjnym instruktorka plastyki Agnieszka Szala-Jagiełło pomagała tworzyć mielczanom  ozdoby …