Na temat eksterminacji Żydów z Radomyśla Wielkiego, gdzie na ok. pięć tysięcy mieszkańców miasta stanowili oni połowę populacji, napisano już kilka artykułów i książek. Najbardziej zasłużony pod tym względem był śp. Jan Ziobroń z Radomyśla Wielkiego, który badał i popularyzował historię radomyskich Żydów, który napisał i wydał książkę Dzieje Gminy Żydowskiej w Radomyślu Wielkim. Radomyśl Wielki 2009 oraz jego syn Ryszard Ziobroń, autor książki: Gmina żydowska w Radomyślu Wielkim. Radomyśl Wielki 1997. Wśród regionalnych historyków należy jeszcze wymienić Andrzeja Krempę oraz Włodzimierza Gąsiewskiego, którzy opublikowali samodzielne książki o tematyce Zagłady na ziemi mieleckiej. Egzekucja ludności żydowskiej wykonana przez Niemców na radomyskim cmentarzu żydowskim jest ponadto opisana w wielu innych publikacjach, artykułach prasowych, roczników regionalnych i zeznaniach świadków. Niemniej jednak trudno doszukać się w nich dokładnego opisu drogi skazańców. Ryszard Ziobroń pisze, że grupę ok. 400 Żydów skierowano na furmankach ul. Targową na cmentarz żydowski, a później dla uspokojenia mieszkańców kilka furmanek wysłano okrężnie przez ul. Rudzką (obecnie Armii Krajowej).
Aby jednak dokładnie ustalić tę trasę w dniu 13 lipca 2022 r. udałem się do Radomyśla Wielkiego, a tam spotkałem się z Andrzejem Ziobroniem – miejscowym regionalistą, bratem śp. Jana Ziobronia oraz Stanisławem Kalitą – również miłośnikiem historii ziemi radomyskiej, który w latach 80. przebywał dłuższy czas na kontrakcie z WSK PZL-Mielec w Izraelu i miał okazję poznać kilku mieszkających tam ocalonych radomyskich Żydów, w tym braci Eisigów, którzy szczegółowo opowiadali mu o zagładzie swoich żydowskich rodzin.
Tak więc razem z Rynku w Radomyślu Wielkim ruszyliśmy, początkowo samochodem właśnie przez wspomnianą ulicę Targową, gdzie zachowały się nieliczne pożydowskie domy, w tym po lewej stronie narożny parterowy, który przed wojną pełnił rolę restauracji, zaraz za nim zachowały się przebudowane już zabudowania Eisigów, zaś po prawej również całkiem przebudowane budynki dawnej mykwy. Jeszcze nieco dalej po prawej stronie ulicy Targowej jest zdaje się opustoszały murowany dom Żydów Mechlowiczów. Pani Mechlowiczowa miała w Radomyślu Wielkim hurtownię artykułów spożywczych. Ciekawostką jest stojący w głębi podwórza tego domu murowany spichlerz z datą na szczycie 1889 r. Dalej już na ulicy Targowej stały domy zamieszkałe przez katolików, w tym m.in. dom-miejsce urodzenia późniejszego biskupa Ignaca Jeża z Radomyśla Wielkiego. Według wspomnień babci Stanisława Kality, urodzonej w 1906 r., która mieszkała przy tej ulicy w pobliżu placu targowego, część Żydów szła na piechotę, a część jechała na furmankach, wszyscy w stronę cmentarza. Zresztą była to także tradycyjna droga pogrzebów żydowskich, podczas których zmarłych kobiety żydowskie odprowadzały tylko do końca targowicy miejskiej, a mężczyźni dalej szli na cmentarz. W Radomyślu nie było też żydowskiego karawanu konnego, tylko ciało zmarłego niesiono na marach. Zaraz potem z ulicy Targowej jest skręt w prawo w niewielką ulicę Kąty. Droga ta podczas okupacji niemieckiej początkowo była utwardzona kamieniem, a dalej miała już charakter drogi polnej, a obecnie jest to ulica asfaltowa. Po ok. 100 metrach jazdy tą ulicą, w lewo, na wschód skręca wąska, kamienisto-gruntowa droga, która biegnie wśród domów jednorodzinnych. Przed wojną stały tam domy drewniane, a nawet był tu wiatrak gospodarczy. Teren ten należał do Radomyśla Wielkiego, obecna droga ma taką samą szerokość jak wówczas, nie miała nazwy, choć teraz oznaczona jest jako ulica Kąty, a na niektórych mapach, zwłaszcza w Internecie jest ona oznaczona jako ulica Akacjowa, choć w rzeczywistości ulica o tej nazwie nieco dalej biegnie równolegle także na wschód. W zasadzie nadal ta prawie polna uliczka między domami i przed wojną i obecnie była nazywana jako Żydowska i nią właśnie od ulicy Targowej i Kąty szły kondukty pogrzebowe na cmentarz żydowski. My także już pieszo poszliśmy tą drogą w stronę cmentarza żydowskiego.
My w tym miejscu wysiedliśmy z samochodu i w dalszą drogę na cmentarz udaliśmy się na piechotę. Tak więc dawna ulica Żydowska, a obecnie Kąty jest nadal zwyczajną polną drogą, którą szliśmy nagrywając trasę telefonem komórkowym. Wyszła do nas jakaś starsza pani i wzięła nas chyba za telewizję, bo spytawszy po co idziemy, poprosiła nas żeby miasto zrobiło im tu prawdziwą ulicę.
– Jak jeszcze byłem radnym, to proponowałem żeby na końcu tej uliczki, przed cmentarzem żydowskim zrobić jakiś parking, ale to nie przeszło – powiedział jeden z moich przewodników.
Po drodze pan Kalita opowiada wspomnienie jednego z wojennych mieszkańców tej uliczki, który jako młody chłopak, wspiął się na drzewo, aby zobaczyć co dzieje się na cmentarzu, bo było słychać stamtąd krzyki ludzi i wystrzały. Coś tam zobaczył, ale pękła pod nim gałąź i jeden z Niemców puścił w jego stronę serię z pistoletu maszynowego. Wtedy chłopiec zsunął się szybko z drzewa i pobliskim kanałem uciekł ratując życie.
Przed wojną i podczas okupacji niemieckiej tuż przed cmentarzem stał dom Józefa Szęszoła, ojca znanego obecnie w Mielcu rzeźbiarza ludowego Stanisława Szęszoła. W tym domu, jako opisuje to w swojej książce Ryszard Ziobroń ukrył się Żyd Herszel, grabarz żydowski, który podczas egzekucji na polecenie Niemców przysypywał zastrzelonych Żydów wapnem w dołach śmierci i miał zginąć jako ostatni, jednak hitlerowcy byli już pijani i trafili go tylko w rękę, którą zasłonił sobie głowę i wrzucili go do dołu. Herszel w nocy wygrzebał się spod trupów i ziemi i dotarł do domu Szęszołów i tam został opatrzony. Później ukrywał się u znajomego katolika we wsi Dąbie – Zagrody i dopiero na wiosnę 1943 r. podczas obławy został zastrzelony wraz z ukrywającym go gospodarzem o nazwisku Wojciech Grzech.
Tymczasem ostatni odcinek drogi biegnącej do cmentarza Żydowskiego jest już całkowicie zarośnięty trawą i tylko niewielkie ślady wskazują, że jest tu droga. Po lewej stronie zaczyna się tu mały zagajnik, a po prawej pole z dojrzewającym pszenżytem. Wreszcie wchodzimy do bardziej zadrzewionego terenu, który ze względu na liściaste drzewa i liczne krzaki bardziej niż las przypomina to zapuszczony park podworski. Po prawej stronie jest zasłonięta nieco gałęziami jest tabliczka informująca, że jest to zabytkowy cmentarz żydowski. My idziemy jeszcze dalej i skręcamy nieco bardziej w prawo i wchodzimy na wykoszoną z trawy jakby polanę usianą pozostałościami żydowskich nagrobków – macew. Niektóre z nich całkiem okazałej wielkości blisko dwóch metrów są wywrócone wraz z jeszcze większymi betonowymi fundamentami. Pan Kalita opowiada, że cmentarz pierwotnie był ogrodzony, miał ceglane słupki i drewniane sztachety, ale Niemcy kazali płot rozebrać i materiał wziąć na własne potrzeby i tak się stało, chociaż koło niektórych macew leżą pojedyncze cegły, które mogą pochodzić z tego płotu. Po egzekucjach Niemcy jakimś czołgiem powywracali wszystkie nagrobki. Niektóre potem ustawiono znów w ziemi, ale kilka największych pozostało wywróconych i leży tak już 80 lat jakby urągając niemieckim oprawcom. Moi przewodnicy wyjaśniają mi także, że terenem opiekuje się gmina żydowska z Krakowa i to oni co roku robią tu porządki.
Wychodzimy jednak z tej polany połamanych macew i wracamy na główną, dość wyraźną drogę, którą 19 lipca 1942 r. szli na śmierć radomyscy Żydzi. Za chwilę, znów po prawej stronie mijamy kolejną „polanę” z macewami oraz pomnikiem pamięci postawionym przez społeczność Radomyśla Wielkiego, właśnie z inicjatywy nieżyjącego już Jana Ziobronia. Teren jest też uporządkowany, odkrzaczony i wykoszony. To miejsce jest już lepiej znane, opisane i sfilmowane wiele razy. Mało kto jednak wie, że przed pomnikiem leży zmurszała kamienna czy też betonowa belka, która jak się okazuje pochodzi z radomyskiej zniszczonej synagogi. Kiedyś była na niej tabliczka, ale zaginęła. Jednak to miejsce, to jeszcze nie teren egzekucji. Dopiero dalej, właśnie na cmentarnej drodze Niemcy kazali wykopać doły. Tam podprowadzali po kilku Żydów, zabijali ich i przyprowadzali następnych. W dwa dni później 21 lipca 1942 r. zostali tu zabici jeszcze Chaim Saul i Matla Pistrągowie. Ich nagrobek nieco zarośnięty, dał się jednak odnaleźć. Trudniej było ze znalezieniem pierwszej żydowskiej ofiary wojny w Radomyślu Wielkim, jedenastoletniej Haliny Winstrauch zabitej przez żołnierzy niemieckich 8 września 1939 r. Trzeba było przedzierać się przez gęste krzaki, mijając pozostałości śmieci, które kiedyś tu wyrzucano.
Gdy dochodzimy do skraju cmentarza, znów widzimy tabliczkę informującą, że jest to zabytkowy cmentarz żydowski. Została ona ustawiona tu gdzieś na przełomie lat 90. i 80. XX w., ale to nigdy nie było właściwe wejście do cmentarza. Zaraz po wojnie władze nie przeszkadzały w zabieraniu z jego terenu kamiennych nagrobków, niektóre z nich zostały użyte do utwardzana dróg, po 1990 r. część z nich wróciła na swoje, ale mogą jeszcze znajdować się w drogach do okolicznych miejscowości, może nawet są jeszcze w obejściach niektórych domów.
Po może dwóch godzinach jazdy i marszu przez cmentarną drogę, w tym na miejsce egzekucji, gdzie prawdopodobnie spoczywają ciała zabitych. Wracamy do centrum Radomyśla Wielkiego, gdzie życie jak co dzień toczy się swoim zwykłym trybem. Naszą drogę ilustrujemy kilkoma zdjęciami i zapisem wideo, z nadzieją że przyczynią się one do większego upamiętnienia żydowskiej społeczności Radomyśla Wielkiego, która bezpowrotnie zniknęła w jeden letni dzień 19 lipca 1942 r.
Inf., fot. i wideo: Włodek Gąsiewski
Przewodnikami byli:
Stanisław Kalita i Andrzej Ziobroń