11 września 2016 r. w Mielcu w ramach obchodów 70-lecia Aeroklubu Mieleckiego, na lotnisku w Mielcu odbywały się pokazy lotnicze. To bardzo cenna i potrzebna inicjatywa, której potrzebuje Mielec i region mielecki, jako jedno z ważniejszych lotniczych miast w Polsce. Pokazy lotnicze zawsze też ściągały tłumy widzów, nie tylko dla atrakcyjności samego widowiska, ale też z nostalgii za miejscem pracy swoich ojców i dziadków. Można powiedzieć wręcz, że jest to żywa lekcja historii i patriotyzmu gospodarczego.
I o ile ta część obchodów, to jest wspaniałe pokazy latających maszyn i kierujących nimi pilotów, spełniły pokładane w niej nadzieje, to cała reszta, a zwłaszcza organizacja, to zupełny chaos, a nawet dezorganizacja. Po pierwsze dojazd. Przez pewien czas niemal zupełnie zakorkowana droga wyjazdowa z Mielca na Tarnobrzeg. Gigantyczne korki na dojeździe do lotniska od strony ul. Kosmonautów. Pojazdy zmierzające z kilku stron na lotnisko i żadnej możliwości wyjazdu z jego terenu. Na drodze lotniskowej już faktycznie dla pieszych i rowerzystów dziesiątki rzekomo uprzywilejowanych samochodów osobowych jeżdżących wśród ludzi w różnych kierunkach. Policja próbowała jakoś ratować sytuację, ale nie przynosiło to większych efektów. Wreszcie płatny parking, na którym miejsca i tak brakowało. Należy zauważyć, że obecnie część przy lotnisku, a dawniej jego teren, to jeden wielki plac budowy i stojące nowe fabryki, znacznie go uszczupliły i już za mało tam miejsca na lokalizacje tysięcy miejsc parkingowych. Następnie parking dla rowerów, to możliwość oparcia jednośladu o betonowy murek. Kto w takim miejscu zostawi rower wart nieraz kilka tysięcy.
Przy wejściu na część dla publiczności kolejna ciekawostka, setki pełnych butelek z wodą mineralną. Nie można było bowiem wnieść napojów powyżej 1 litra. Ludzie wyrzucali więc napoje, a potem niemal słaniali się z wycieńczenia, bo woda w punktach sprzedaży kosztowała… 8 zł, chyba drożej niż w pięciogwiazdkowym hotelu. Zresztą na tej części terenu dominowała jarmarczno-odpustowa sceneria, karuzela i tym podobne, które skutecznie przyćmiewały lotniczą uroczystość. Przed wystawą statyczną też pełne butelki, trochę mniej, bo i wystawa mniej okazała niż zwykle. Raczej drobny sprzęt latający. Czy to jest obecnie symbol lotniczy Mielca?
Reasumując: pokazy wspaniałe, organizacja byle jaka. Impreza, do której dopłaciło miasto, a zapewne i sponsorzy, powinna być bardziej przyjazna dla zwiedzających i mniej drenująca ich kieszenie.
Włodzimierz Gąsiewski