Wszystko rozegrało się bardzo szybko, a emocji nie brakowało. Mimo że trzeba było reagować błyskawicznie i opanować stres, licealiści z II klasy poradzili sobie wzorowo. Karolina i Michał podbiegli do rowerzysty, który upadł częściowo na jezdnię, zadbali o bezpieczeństwo, podjęli czynności sprawdzające jego stan oraz udzieli pomocy przedmedycznej. Wezwali pomoc. Dyrekcja pogotowia ratunkowego w Mielcu i kierownictwo Szkoły Ratownictwa Medycznego przy tej stacji, docenili ich postawę wręczając statuetki i dyplomy uznania.
Karolina Paterak, uczennica I LO i Michał Hyjek, uczeń III LO, odpoczywali w parku. Nagle zobaczyli scenę mrożącą krew w żyłach. Rowerzysta prawdopodobnie wcześniej spadł z roweru lub się na nim z niewiadomych przyczyn przewrócił, a teraz leżał częściowo na jezdni i nieco na chodniku, nie mogąc sobie poradzić z ucieczką z szosy. Przechodnie, podobnie jak kierowcy, omijali go, niektórzy komentując jedynie, że pewnie pijany. Młodzi ludzie widząc co się dzieje, natychmiast podbiegli do mężczyzny, zabrali go na chodnik. – Najpierw starał się coś mówić, nawet siadać, ale w końcu się przewrócił i straciliśmy z nim kontakt. Ale oddychał. Obejrzeliśmy go, zadzwoniliśmy na pogotowie opowiadając o sytuacji i obrażeniach, jego ogólnym stanie – mówi Karolina. – Dla mnie nie była to pierwsza taka sytuacja, ponieważ raz już pomagałem osobie w trakcie ataku padaczki. Zadzwoniłem pod 112, tam otrzymałem instrukcje co robić, wykonywałem zalecenia, korzystałem też ze swojej wiedzy zdobytej w harcerstwie i udało się pomóc choremu. Już wiedziałem więc, że najważniejsze to nie panikować, odpowiadać na pytania dyspozytorki pogotowia i wykonywać ewentualne zadania przez nią zlecone, tak jak ułożenie ofiary w pozycji bezpiecznej, którą zresztą znałem z harcerstwa, odpowiednio trzymać głowę chorego itp. – dodaje Michał.
Na miejsce bardzo szybko dojechał zespół ratownictwa medycznego , w którego składzie był m.in. ratownik medyczny Krzysztof Woszczak, kierownik Szkoły Ratownictwa Medycznego przy mieleckim pogotowiu. – Od razu było widać, którzy to liderzy akcji ratunkowej, kogo pytać o szczegóły. Nie było paniki, chaosu, sensacji, widać było, że młodzi ludzie zadbali o bezpieczeństwo, odprawienie gapiów, wykonali sugestie dyspozytorek i wykorzystali własną wiedzę. Co najważniejsze, nie zlekceważyli zagrożenia, zainteresowali się dramatyczną sytuacją, ale nie jako sensacją. Zauważyli człowieka, któremu trzeba pomóc i zrobili to, co zasługuje na uznanie. Działali bardzo zbornie, sensownie, zadbali o wiele szczegółów, dzięki czemu udało się uratować zdrowie pacjenta, a może i życie zważywszy na fakt, że częściowo leżał na ruchliwej jezdni i nikt inny wcześniej nie zamierzał mu pomóc – mówi Krzysztof Woszczak.
Jak mówi dyrektor Paweł Pazdan, nie ma wątpliwości, że nauka pomocy przedmedycznej, a taką wiedzę przekazuje również mieleckie pogotowie w czasie szkoleń i kursów a także na pokazach, prelekcjach, podczas różnego typu akcji, na specjalnym kalendarzu oraz podczas wykładów w Szkole Ratownictwa Medycznego, jest bezcenna. – Często ludzi paraliżuje strach, niewiedza, stres. A wystarczy zainwestować kilkadziesiąt minut, czy najwyżej kilka godzin, w naukę pierwszej pomocy, w szkole, w zakładzie pracy, czy gdziekolwiek tylko takie szkolenie jest dla nas dostępne, aby w takiej sytuacji nie stracić głowy i móc ratować ludzkie życie. Może nawet kogoś z naszej bliskiej rodziny. Udział w takim szkoleniu to inwestycja na całe życie – zaznacza.
Lek. Wojciech Burkot, specjalista anestezjolog i dyrektor ds. medycznych pogotowia, na co dzień widuje efekty reanimacji. Zawsze uratowane życie robi wielkie wrażenie i daje powody do wielkiej radości i satysfakcji. – Oczywiście nie jest tak, że akcja ratunkowa uda się zawsze, ale jeśli – tak jak naszym gościom – będzie dane uratować dzięki swojej wiedzy choć jedno ludzkie życie, to przecież jest to ogromna zasługa, wielka wartość – podkreśla, doceniając zaangażowanie, trzeźwość myślenia i energię młodych ludzi. A tymi cechami nie popisali się nawet dojrzali świadkowie tego zdarzenia. Wielu ominęło wypadek, pozostawiając „pijaka” samego sobie na ruchliwej drodze, inni potem obstąpili miejsce akcji ratunkowej, dopytując tylko z ciekawością kto to i co się stało. – Ale byli i inni, m.in. chłopak z forda fiesty, który pomagał nam, także np. studzić emocje gapiów i panować nad tłumem. Niestety nie znamy go – mówi Michał.
Aneta Dyka-Urbańska, rzecznik prasowy PSPR w Mielcu
Na zdjęciu z dyrektorem pogotowia Pawłem Pazdanem (pierwszy od lewej) oraz zastępcą dyrektora ds. medycznych lek. Wojciechem Burkotem (pierwszy od prawej).