To powinno zwiększyć bezpieczeństwo osób w tych najbardziej groźnych sytuacjach
W życie weszła nowelizacja przepisu dotyczącego nadużywania numerów alarmowych. Stanowi, iż karze grzywny, a nawet aresztu lub więzienia, będzie podlegał również „kto umyślnie, bez uzasadnionej przyczyny, blokuje telefoniczny numer alarmowy, utrudniając prawidłowe funkcjonowanie centrum powiadamiania ratunkowego”. Czy telefonów zajmujących bez potrzeby linię alarmową już jest mniej? W mieleckim pogotowiu za wcześnie na wiążące statystyki, ale już wiadomo, że dzięki tej regulacji dochodzenie roszczeń wobec nieopowiedzianych osób będzie łatwiejsze.
Wcześniejsza wersja mówiła tylko, że gdy ktoś „chcąc wywołać niepotrzebną czynność – fałszywą informacją lub w inny sposób wprowadza w błąd instytucję użyteczności publicznej albo organ ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 1,5 tys. zł. Jeżeli wykroczenie spowodowało niepotrzebną czynność, można orzec nawiązkę do wysokości 1 tys. zł.”
– Kłopot z zajmowaniem numeru alarmowego dla żartów, złośliwie albo pod wpływem alkoholu lub innych używek jest bardzo stary, podobnie jak wzywanie karetki bez uzasadnionej potrzeby lub też do rozwiązywania problemów absurdalnych, w tym np. do chorych zwierząt. Wiele osób domaga się też karetki z lenistwa. Chcą one przechytrzyć system i otrzymać pomoc do domu, zamiast z przeziębieniem iść do lekarza rodzinnego – nie kryje rat. med. Wojciech Idzior, dyspozytor medyczny z Mielca. Alarmuje, że zjawisko jest bardzo groźne, bo tak angażowanie numeru alarmowego, jak i samej karetki do stanu niezagrażającego życiu, odbiera być może komuś szansę na ratunek. – Nie brakuje drastycznych nadużyć. Np. ktoś dłuższy czas rozmawia z dyspozytorem, konfabuluje, poświęca się mu cenny czas, w końcu jedzie karetka, a na miejscu okazuje się, że tak naprawdę po prostu potrzebował recepty – wspomina Paweł Pazdan, dyrektor Pogotowia Ratunkowego w Mielcu. – Co szokujące, gdy jej nie dostaje, ma pretensje, że ratownicy są złośliwi. Nie bierze pod uwagę, że jeżeli takie zachowania staną się akceptowalne, to system się załamie i szansy na życie nie dostaną osób po zawałach, udarach, wypadkach itp. A to właśnie dla nich jest zarezerwowana karetka. Ona ma nieść ratunek, a nie leczyć infekcje czy choroby przewlekłe. To rola lekarzy rodzinnych i specjalistów.
Dyspozytorzy odbierają też telefony z pytaniami o godziny otwarcia aptek albo jak się miewa pacjent na którymś z oddziałów szpitala. – Mieszkańcy wzywają też karetkę uporczywie, mając wiedzę, że ich dolegliwość nie kwalifikuje się do interwencji zespołu ratownictwa medycznego – zauważa Wojciech Idzior.
Dyrektor Paweł Pazdan wyjaśnia, że w szczególnie bulwersujących przypadkach paraliżowania linii alarmowej lub gdy karetka wzywana bez uzasadnienia albo też zespół spotyka się z agresją, pogotowie zwraca się do sądu w kwestii odszkodowania lub o zasądzenie zwrotu spowodowanych nienależnie kosztów. – Trudno na razie powiedzieć, czy ta zmiana w przepisach, która weszła w życie niedawno, bo w listopadzie 2017 roku, przyniesie rewolucję i tych nieuzasadnionych telefonów na dyspozytornię będzie mniej. Na pewno łatwiej będzie nam walczyć o ukaranie osób złośliwych czy nieodpowiedzialnych – uważa dyrektor. – Wolelibyśmy oczywiście nie mieć powodów by to robić, ale ratownictwu medycznemu powierzono los osób, które znajdują się w bezpośrednim zagrożeniu życia i musimy zrobić wszystko, aby tę pomoc na czas otrzymały – nie kryje. – Zdecydowana większość mieszkańców jest jednak oczywiście bardzo odpowiedzialna i pomocna w zetknięciu z ekipą ratowniczą i za to serdecznie dziękujemy.
A. Dyka-Urbańska, rzecznik pras. pogotowia w Mielcu