Powrót do przeszłości był udany. Szkoda, że pogoda nie dopisała, wtedy impreza otwierająca ,,Jeden dzień z życia Mielca. Portret miasta dekady sukcesu” byłaby jeszcze okazalsza. Bo choć publiczność mielecką deszcz raz po raz usiłował wypędzić z placu AK (w tym dniu nazywanym placem centralnym), ta z pomocą parasoli dzielnie stawiała opór i wytrwale oblegała scenę, na której śpiewano największe przeboje lat 70. oraz odgrywano kabaretowe scenki dotyczące tamtych czasów – rzeczywistości PRL lat 60. i 70.
reklama:
Aktorzy teatru ,,Rozmaitości”, a więc dorosła część występujących, mieszali się z młodymi adeptami zespołów teatralnych, grup wokalnych i tanecznych Domu Kultury, a wszystkich wyróżniały stroje z epoki, a więc imponujące dzwony, tęczowe kolory połyskujących stylonową sztucznością sukienek, bistorowe męskie garnitury w ulubionym w latach 70. fiolecie. Były też towarzyszki i towarzysze, jak wtedy zwracano się do siebie podczas oficjalnych wystąpień, ubrane siermiężnie, za to koniecznie z socjalistycznymi dodatkami, a więc czerwonymi krawatami i beretami. Całe szczęście teraz można już tylko tamte czasy wspominać z uśmiechem na ustach i z lekką nutką nostalgii, ot, jak to po latach wspomina się swoje dzieciństwo i młodość. Mielczanie tak właśnie podeszli do wystawy, która, zaznaczmy, żadnych politycznych podtekstów nie miała. Podczas oglądania zdjęć Mielca z tamtych lat słyszeć można było dyskusje międzypokoleniowe na temat tego, co one przedstawiają. Padały nazwy dawno nieistniejących ulic, restauracji i sklepów, które miały swoje przydomki, a które tylko niektórzy jeszcze pamiętają.
Klimatyczny plac… centralny
Oglądający często długo stali przed podpisanymi przecież zdjęciami, aby zidentyfikować przedstawione na nich fragmenty miasta, na przykład ul. 22 lipca jeszcze z czasów, gdy nie było wiaduktu. Obok fotografii budynków, można obejrzeć także wnętrza instytucji publicznych, sklepów czy restauracji. Bohaterami niektórych fotografii byli także mielczanie, ich ubrania, fryzury, stroje robocze. Obrazy z tamtych czasów uwiecznione na fotografiach dopełniały elementy scenografii placu ,,centralnego”, na którym można było zobaczyć saturator z wodą sodową i sokiem malinowym – stały element lat 60., widoczny zresztą na niektórych zdjęciach placu z tamtych czasów, czy maszynkę do robienia waty cukrowej, niezwykle wtedy popularnego przysmaku dla dzieci i dorosłych, który był nieodzownym elementem wszelkich festynów, czy odpustów. Na alei Niepodległości zatrzymały się na chwilę auta z tamtej epoki – od ,,Warszawy”, poprzez mikrusy produkcji WSK, po tzw. ,,dużego” fiata i ,,maluchy” – te ostatnie dotąd widujemy na naszych drogach. Świat samochodów dostawczych ,,reprezentowały” nyski, a motocykle – WSK. Motoryzacyjne cuda z tamtych czasów były nie tylko częścią ekspozycji. Można było przejechać się taksówką ,,Warszawą” po alei Niepodległości (czy raczej ul. 22 lipca).
Rzeszowiacy przypomnieli o latach potęgi
Jeśli klimaty tamtych lat, to nie mogło zabraknąć występu ,,Rzeszowiaków”, naszego folklorystycznego zespołu eksportowego, uznawanego w tamtych czasach za trzeci najlepszy zespół tego typu, zaraz po ,,Mazowszu” i ,,Śląsku”. I choć w latach kryzysu miasta, a więc w latach 90. i na początku XXI w. zespół nieco podupadł, obecnie znów jest w coraz lepszej formie i jego występy wzbudzają aplauz widowni.
Niestety, aura nie dała żadnych szans miłośnikom potańcówek rodem z ,,Violetki”, ,,Jutrzenki”, ,,Jubilata” czy dyskoteki w ,,Odeku” (Osiedlowym Domu Kultury, dziś SDK) czy też na terenie Miasteczka Młodego Robotnika (zwanej w tamtych czasach przez mielczan ,,Ogiernią”). I choć tańce były w planie, ten punkt programu nie został zrealizowany.
Luksus rodem z PRL
Kilkaset osób pod parasolami oglądało wystawę na placu, lub stało pod sceną i śpiewało wraz z występującymi na scenie wykonawcami szlagiery z tamtych lat. Spora gromada znalazła schronienie w Domu Kultury, przy okazji oglądając wystawy, jakie tam przygotowano. Oprócz wystawy czasopism i plakatów z tamtych czasów wystawionych w Galerii, w holu można było obejrzeć wystawę fotografii związanych z Robotniczym Centrum Kultury i biblioteką. W Centrum Wystawienniczo-Promocyjnym natomiast zagościła główna ekspozycja, która obok fotografii życia codziennego Mielca tamtych czasów prezentowała także przedmioty codziennego użytku, ze szczególnym uwzględnieniem tych, które produkowano w WSK, często nielegalnie. Można tam zobaczyć też tzw. ,,upominki”, a więc przedmioty uznawane w tamtych czasach za luksusowe, zdobione logiem WSK, czy FKS Stal Mielec, a produkowane z przeznaczeniem na prezenty dla gości, którzy odwiedzali Mielec.
W wydzielonej części można było obejrzeć filmy dokumentalne z czasów PRL, część z nich dotyczyła naszego miasta.
Był kącik zabaw dziecięcych z grą w klasy i skakanką. Można było obejrzeć dziecięcy wózek, czy ,,wypasiony” jak na owe czasy rower – kolarkę, lodówkę produkcji WSK, radiomagnetofon i żelazko z tamtych czasów i wiele, wiele innych przedmiotów użytku codziennego, które – przyznajmy – nieco różnią się od obecnych.
Pomysł wreszcie zrealizowany
20 września był dniem inauguracji wystaw, które będzie można oglądać przez najbliższe dwa miesiące. Wernisaż, a więc oficjalne otwarcie nastąpiło wieczorem.
Dyrektor Samorządowego Centrum Kultury, Jacek Tejchma, podziękował całej ekipie Domu Kultury za niezwykłe zaangażowanie i inwencję przy realizacji projektu, którego idea, jak powiedział, wykluwała się od jakiegoś czasu, aby wreszcie dojrzeć i dać efekt, jaki można zobaczyć w Domu Kultury. Dyrektor podkreślił, że wystawy nie mają politycznego kontekstu, że odwiedzający sami mogą sobie interpretować ich zawartość. O tym, że to udany projekt najlepiej świadczy fakt, iż już w ciągu kilku godzin po otwarciu wystaw, mimo niesprzyjającej pogody, odwiedziło je ponad 600 osób, powiedział Jacek Tejchma. Obiecał, że organizatorzy powtórzą imprezę plenerową towarzyszącą inauguracji projektu, aby mogli w niej uczestniczyć ci mielczanie, których zniechęciła deszczowa aura.
Joanna Kruszyńska, pomysłodawczyni projektu, szefowa organizacji imprez artystycznych Domu Kultury potwierdziła, że pomysł na pokazanie życia codziennego Mielca z czasów, gdy jego sytuacja ekonomiczna była – jak na warunki PRL – najlepsza, a więc w latach 60. i 70., ma długą brodę, ale właśnie w tym roku, dzięki znalezieniu właściwej formuły, a także wsparciu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, mógł zostać zrealizowany. Wymieniła wszystkich współpracowników, dzięki którym udało się go wcielić w życie.
Joanna Kruszyńska podkreśliła także, że dużą zasługę w powodzeniu projektu ma autorka scenariusza, Katarzyna Zarzycka z Krakowa, która także zabrała głos, opowiadając o projekcie, jego przesłaniu i swojej roli w tworzeniu ,,portretu” Mielca z tamtych czasów.
Widzowie sami dopowiedzą swoje historie…
W swoim scenariuszu wystawy Joanna Zarzycka tak opowiadała o swoim wyobrażeniu wystawy: To faktycznie ma być wyprawa w przeszłość Mielca, do bliżej nieokreślonego dnia przełomu lat 60. i 70., który każdy przeżył inaczej i zapamiętał w odmienny sposób. To na tym jednym dniu chcemy się skupić, on będzie punktem wyjścia do budowania ekspozycji. Zwiedzający będą mogli ją zwiedzać, wybierając jedną z czterech ścieżek zwiedzania, podążając za jednym z czwórki „przewodników” – everymanów – mieszkańców Mielca i wraz z nim poruszając się po siatce ulic miasta, po drodze napotykając różne przedmioty, które opowiedzą jeden dzień z interesującego nas czasu. Zwiedzający sami będą kreowali i dopowiadali te historie, odwołując się do własnych wspomnień, wiedzy czy zasłyszanych opowieści. Przedmioty na wystawie zyskają odmienny status, będą trochę odrealnione, jakby wydobyte z mgły wspomnień – chodzi o to by z jednej strony maksymalnie skupić uwagę na ich formie, a z drugiej podnieść je z pozycji pociesznych „gratów” czy sentymentalnych bibelotów. Wystawa będzie rodzajem gry z widzem, ma go wciągnąć i przybliżyć różne aspekty życia w dekadzie sukcesu.
Budzi wspomnienia, uczy historii
Wystawę i cały projekt ciepło ocenił także prezydent Daniel Kozdęba, który wyznał, że chociaż lata 60. i 70. to czas, gdy nie było go jeszcze na świecie, to jednak z wielkim zainteresowaniem obejrzał wystawy i jest nawet w stanie powiedzieć, kto wykonywał niektóre przedmioty prezentowane w ekspozycji ,,Luksus z WSK”. Pochwalił projekt, który starszym mielczanom przypomina dawne czasy, które przypadły na ich dzieciństwo i młodość, a młodszym pokazuje miasto czasów ich dziadków i rodziców.
Zobacz krótką rozmowę z Henrykiem Noworytą – człowiekiem legendą,
najstarszym żyjącym pracownikiem PZL Mielec
PowrĂłt do dekady sukcesu