Podczas ubiegłorocznej grudniowej wystawy Stowarzyszenia Twórców Kultury Plastycznej, dotowanego przez samorząd miasta Mielca, zorganizowanej przez Samorządowe Centrum Kultury w Mielcu obok obrazu przedstawiającego śp. Papieża Jana Pawła II w objęciach Matki Boskiej umieszczono akt kobiecy, a w innym miejscu tej samej ekspozycji zaprezentowano "dzieła" przedstawiające pisuary i sedesy z ubikacji, które w wystawowym folderze sąsiadowały z obrazem kościelnego wnętrza. Czy dopuszczalne są takie ekstrawagancje, zwłaszcza za samorządowe, a więc wspólne pieniądze. Czy taka prezentacja nie naruszała uczuć religijnych. Na ile dopuszczalna jest wolność sztuki. Na to pytanie – specjalnie dla "Wieści Regionalnych", może przynajmniej w części próbuje odpowiedzieć ks. dr Janusz KrólikowskiHasła: "wolność sztuki" i "wolność artysty" weszły na trwałe do manifestów wielu artystów i krytyków sztuki. W niejednym przypadku do tych haseł te manifesty się ograniczają. W ostatnim czasie cała ta "kwestia wolności" złączyła się dość mocno ze słynną sprawą Doroty Nieznalskiej, która stała się okazją do wielu wypowiedzi na temat relacji zachodzących między sztuką i wolnością. We wszystkich tych wypowiedziach rażą dwie kwestie – najpierw miernota zaprezentowana przez zwolenników D. Nieznalskiej, którzy najczęściej z możliwości obrażania uczuć religijnych innych czynią sztandar swojej wolności. Czyni tak na przykład Kazimierz Piotrkowski w artykule Irreligia przed i po procesie Nieznalskiej (albo o granicach polskiej tolerancji) (por. www.spam.art.pl). Jeśli autor czyni się rzecznikiem "irreligijności", to dlaczego nie pokaże pozytywnie, czym ona miałaby być i jakie są jej założenia? Jego irreligia oznacza właściwie tylko kwestionowanie chrześcijaństwa i broni prawa do niego, a zatem czy jest to propozycja, która ma coś własnego i przekonującego? Określać się przez przeciwstawienie do innych jest marnym sposobem pokazywania swojej tożsamości. Druga kwestia, która dla mnie jest o wiele bardziej zaskakująca, to brak szerszych i poważnych wypowiedzi artystów i krytyków, którzy deklarują się jako chrześcijanie i jako twórcy zaangażowani po chrześcijańsku. Gdzie są w tej kwestii głosy teologów, którzy zajmują się tymi zagadnieniami, a także historyków sztuki chrześcijańskiej? Zbytnio przyzwyczailiśmy się do tego, że w Polsce w każdej kwestii powinna się wypowiadać Konferencja Episkopatu. Ponadto, kierowanie sprawy do sądu jest oczywiście uzasadnione, ale jeśli nie ma ono zaplecza ideowego w postaci solidnej refleksji teologicznej i kulturowej nie spełni swojej roli, a wyrok, choćby sprawiedliwy, nie zmieni świadomości.
Spróbujemy więc spojrzeć na postawiony problem od strony filozoficzno-teologicznej, uwzględniając zwłaszcza drugi z zauważonych wyżej problemów, a więc nieśmiałość wypowiedzi po stronie chrześcijańskiej. Historia pokazuje, że wobec wszelkich dwuznaczności i kompromisów można zająć jednoznaczne stanowisko. W kwestii sztuki i kultury takie stanowisko było zawsze możliwe, a więc wydaje się, że jest możliwe także dzisiaj. Pomijam tutaj polemizowanie z rozpowszechnionym, a banalnym rozumowaniem, wyrażającym się w poglądzie, że znakiem wolności jest deptanie tego, co chrześcijańskie, natomiast oznaką braku wolności i tolerancji jest jego obrona. Takie postawienie sprawy jest po prostu prymitywne. Interesuje mnie przede wszystkim ogólny kontekst zjawiska oraz sposób, w jaki można by je podjąć. Postaram się więc spojrzeć na nie ogólnie, jednoznacznie i krytycznie.
Są więc artyści i krytycy sztuki, którzy mienią się być chrześcijanami i katolikami – nie kwestionuję niczyjej dobrej woli zawartej w takich deklaracjach – w swojej sztuce i w swoich pismach, a zarazem w swojej sztuce i w swoich pismach wypowiadają wartości i idee, które nie mają w sobie nic chrześcijańskiego i katolickiego; co więcej, często są antytezą i negacją chrześcijaństwa. Dlaczego? Odpowiedź jest tak złożona, jak pytanie, które się jej domaga. Przyczynia się do tego pewien czynnik ogólny i wewnętrzny, który potem przedłuża się w konkretnych wnioskach i zastosowaniach.
Aby określić czynnik ogólny w ramach postawionego problemu, trzeba sięgnąć do zjawisk kulturowych i religijnych, które wyłoniły się w ostatnich stuleciach. Polega on na dokonaniu się zasadniczego rozdziału między wiarą religijną i życiem. W decydującym stopniu wierzy się dzisiaj na własną rękę, a potem żyje się w taki sposób, że wyznawana wiara nie ma realnego wpływu na życie – nie jest jego podstawowym czynnikiem. Jest wiara, ale brakuje wierności w wierze; jest wiara, ale jest to wiara niewiernych. Liczni wierzący są niewierni. Powodów tego stanu rzeczy należy szukać w odległej przeszłości, a odpowiedzialność za ich pojawienie się nie spoczywa tylko na tak zwanym "świecie nowożytnym", czy "laickim".
Począwszy od epoki odrodzenia istnieje stanowisko myślowe, które zostało przyjęte także przez katolików, które głosi, że filozofia, nauka, polityka, sztuka itd., są dziedzinami autonomicznymi, to znaczy kierują się własnymi zasadami. Religia nie ma na nie żadnego wpływu. Filozof lub polityk, artysta lub uczony mają być posłuszni swojej metodzie i swoim zasadom, których nie należy niepokoić ich wiarą, będącą faktem osobistym i prywatnym oraz mającym pozostać w ukryciu serca i kościoła. Oczywiście, filozofia, sztuka, nauka i polityka nie zawsze są ze swej istoty chrześcijańskie i katolickie, ale to nie wyklucza możliwości filozofii, sztuki, nauki i polityki chrześcijańskiej lub katolickiej. Krótko mówiąc, praca lub dzieło ludzkie, jakiekolwiek by było, może być chrześcijańskie i katolickie.
W jakim sensie? W konkretnym i jednoznacznym sensie. Nie w tym, że jest filozofia i filozofia chrześcijańska, sztuka i artyści chrześcijańscy, ale są filozofowie, artyści i politycy, którzy są rzeczywiście chrześcijanami, mimo iż uprawiają filozofię, sztukę i politykę według metody i zasad właściwych każdej z tych form działalności (a więc zostaje zachowana autonomia). Dokonują oni naznaczenia filozofii, sztuki i polityki prawdami chrześcijańskimi; co więcej, w swojej działalności wyrażają oni prawdy chrześcijańskie, jak działo się w pierwszych piętnastu wiekach Kościoła. Nie formułują deklaracji i nie zakładają stronnictw, co byłoby rzeczą sztuczną, narzucaniem jakiegoś motywu zewnętrznego, a więc skazanego na obcość w ich działaniu. Jeśli ich wiara nie tylko jest wiarą "niedzielną", czy też uczuciem, które należy zostawić na boku, by przypomnieć sobie o nim prywatnie w jakiejś sytuacji, ale jest ich najbardziej żywotnym "interesem", ich życiem i ich myślą, tak że nie mogą ani żyć ani myśleć bez życia i myślenia w ramach tej wiary, którą wyrażają w każdym akcie ich życia i myślenia. Jeśli taka jest ich wiara, to ich filozofia, sztuka, nauka lub polityka nie może nie być przez nią naznaczona i nie może nie wyrażać prawdy tej wiary. Jeśli to nie dokonuje się, to oznacza to po prostu, że życie, w którym dokonujemy naszych dzieł, a więc nasze życie aktualne, jest przeżywane bez wiary, dla której zachowujemy tylko jakiś kącik, który służy naszemu "zbudowaniu" osobistemu, ale nie buduje niczego poza nami samymi. W gruncie rzeczy, taka wiara nie buduje także nas samych. W takim przypadku nasza wiara jest pozbawiona skuteczności.
Odpowiedź na pytanie, dlaczego artysta lub krytyk chrześcijański wyrażają wartości i oceny niezgodne z ich wiarą?, wydaje się być tylko jedna: ponieważ ich wiara jest daleka od ich dzieła, od tego, w czym wyraża się i czym żyje ich osobowość. Wiara jest odległa od ich powołania, a zatem nie jest ich powołaniem pierwotnym, które powinno stanowić podstawę poszczególnych powołań człowieka. Jest to "wiara na wygnaniu", skazana przez samego wierzącego na zawiniony ostracyzm.
Chcecie sztuki i krytyki moralnej i religijnej? Trzeba więc, by artyści i krytycy przywołali swoją wiarę z wygnania i przyznali jej prawo obywatelstwa w swoich dziełach. Jednak to zaproszenie musi narodzić się w ich sercu – nie może przyjść z zewnątrz, jako coś narzuconego. Bez tego wewnętrznego przekonania do nieskuteczności wiary i moralności w sztuce i krytyce dodalibyśmy hipokryzję. Nie mielibyśmy tym samym sztuki i krytyki moralnej i religijnej; co więcej, nie mielibyśmy nawet sztuki i krytyki, które – jeśli są dobre – w gruncie rzeczy są moralne same przez się. Faktycznie, prawdziwa sztuka jest zawsze moralna i jest anachronizmem robić z jej moralności kwestię treści. Sztuka – podobnie jak filozofia czy polityka itd. – nie może postawić sobie celu moralnego i religijnego, ale jeśli jest autentyczna, to jest już moralna i religijna. Jeśli jest to sztuka artystów chrześcijańskich, to znaczy takich, dla których Chrystus jest Nauczycielem wewnętrznym i Słowem żywym wypisanym w ich sercu, to będzie to także sztuka chrześcijańska. Tak było na przykład w Średniowieczu. Giotto nie deklarował, że jest "malarzem chrześcijańskim", ale był chrześcijaninem. Czuł św. Franciszka z Asyżu w sobie jako źródło życia i inspiracji, dlatego zdołał w sposób niezrównany wyrazić jego życie i przesłanie. Sztuka chrześcijańska oznacza i może oznaczać tylko jedno: jedność wiary i życia, które otwiera drogę do jedności sztuki i prawd chrześcijańskich; wyrasta ona z jedności osoby ludzkiej i jej integralności.
Jeśli dzisiaj brakuje inspiracji chrześcijańskich w sztuce i w krytyce sztuki, to nie pozostaje nic innego, jak stwierdzić, że nawet u wierzących nie ma wierności wierze. Wiara i moralność nie są dla nich źródłem życia, a więc nie mogą być źródłem natchnienia. Jeśli ktoś zauważyłby, że robi się to ze względu na szacunek dla świata, ze względu na roztropność lub – co gorsza – ze względu na zwykłe wyliczenie, to trzeba powiedzieć jasno i jednoznacznie: wiara, która ma tylko wzgląd na szacunek dla świata, nie ma szacunku dla siebie. W takim przypadku roztropność jest tchórzostwem, a wyliczenie jest nędznym oportunizmem i zdradą. Pod tym wszystkim kryje się brak autentycznej i mocnej, żywej i ożywiającej wiary. Moralność nie jest moralizmem, a wiara i wierność wierze nie jest fideizmem, który idzie swoją drogą, pozwalając, by człowiek żył i myślał inaczej niż dyktuje mu wiara.
Te rozważania zobowiązują nas do wyciągnięcia ostatecznego wniosku. Skoro świat nowożytny nadał myśli, kulturze, sztuce i polityce formę życia i strukturę społeczną, które nie są katolickie, to dlaczego tak uczynił? Kto ponosi za to odpowiedzialność? Czy obciążać za wszystko świat nowożytny, czy też uznać, że nadal żywimy nieuzasadnione podejrzenia w stosunku do wielkich myślicieli katolickich, którzy starali się nawiązać dialog z tym światem? Jedno jest pewne, nie wystarczy zakazywać i potępiać. Wobec zjawisk pojawiających się w sztuce i krytyce sztuki nie chodzi o wpadanie w gniew. Zwietrzały węgiel nie ma jakości dobrego drewna; pali się szybko i nie daje ciepła. Dobry węgiel jest wtedy, gdy nie uległ zwietrzeniu, a więc gdy posiada wewnętrzną jakość. Jeśli więc zapali się ogień wiary w człowieku, wtedy sztuka i ocena estetyczna będą chrześcijańskie i moralne, mimo że zachowają swoją autonomię, która jest ważnym i krytycznym osiągnięciem nowożytności, bez zewnętrznego moralizmu, pozbawionego sensu krytycznego, a w gruncie rzeczy także uczciwości. Religia i moralność w sztuce nie potrzebuje bigotyzmu i bezkrytycznej pochwały. Potrzebuje przede wszystkim zakorzenienia wiary w człowieku, który jej rzeczywistość przeżywa w sposób osobisty i kościelny, starając się dogłębnie oprzeć na niej swoje życie.Ks. Janusz Królikowski – doktor habilitowany w dziedzinie teologii dogmatycznej. Wykładowca teologii na Papieskim Uniwersytecie Świętego Krzyża w Rzymie (1996) i na Wydziale Teologicznym w Tarnowie – Papieska Akademia Teologiczna w Krakowie (1997). Autor publikacji naukowych z różnych dziedzin teologii oraz popularnonaukowych i publicystycznych w kraju i za granicą. Współpracuje z czasopismami teologicznymi: Tarnowskie Studia Teologiczne, Collectanea Theologica, Forma Sororum, Annales Theologici, Salvatoris Mater, Vox Patrum; w dziedzinie publicystyki z: Gościem Niedzielnym, Wizjerem Regionalnym, Nadwisłoczem.
W ostatnim czasie opublikował książki: Wyznania konserwatysty, Mielec 2003; Święty wyjątek. Niepokalane Poczęcie Maryi (red.), Kraków 2004; Zrehabilitować cnotę. Szkice teologicznomoralne, Tarnów 2004; Wady główne wciąż aktualne, Kraków 2005.
Strona główna / Antykwariat wydawnictwa / Wydawnictwa / Wieści regionalne / Wieści Regionalne Nr 1 z 25 stycznia 2006r
Sprawdź również
Wieści Regionalne nr 3-4 (402-403) 4 IV 2023 – bezpłatna wersja jpg i pdf
W numerze m.in.: Strona 1: Strona 2: Chóralny Koncert Pasyjny Strona 3: Wieści mieleckie i …