Portal promocja.mielec.pl prezentuje informacje i relacje - zapraszamy do współpracy: ogłoszenia - reklama w internecie i gazecie, grafika i skład komputerowy, zdjęcia reklamowe, foto i wideo reportaże
Strona główna / Bezpieczeństwo / Wpadki i wypadki / Wzywający kłócą się z dyspozytorkami! Inny problem to psy broniące dostępu do chorego

Wzywający kłócą się z dyspozytorkami! Inny problem to psy broniące dostępu do chorego

Absurdalne reakcje pacjentów: „A może podać numer buta?”

Jak mówią dyspozytorki mieleckiego pogotowia ratunkowego, mimo wielu akcji edukacyjnych i wieloletniego tłumaczenia, że pytania zadawane przez dyspozytora nie są sposobem na nudę, ale służą wyłącznie dobru chorego, wzywający nierzadko nadal opóźniają i komplikują akcję. – Ludzie nie rozumieją, że karetek i sprzętu się nie losuje, czy nie bierze pierwszych z brzegu, ale dobiera do przypadku, a żeby to zrobić dobrze, trzeba wiedzieć chociaż w przybliżeniu jakiego rodzaju jest problem – tłumaczy Krystyna Polak, koordynator medyczny.

Od wielu lat na różnych szczeblach trwają prace nad ułożeniem takich procedur dla dyspozytorów medycznych stosowanych w czasie rozmów z wzywającymi, by w najkrótszym czasie i jak najdokładniej określić rodzaj problemu, z jakim zmaga się pacjent. Jest to ważne z bardzo wielu powodów. Przede wszystkim już w trakcie przygotowywania się do wyjazdu zaczyna się akcja ratunkowa. Na miejsce nie mogą przecież pojechać wszystkie karetki, jakie ma pogotowie i cały dostępny w medycynie sprzęt. Karetki mają różne zadania i są w odmienny sposób wyposażone, poza tym dobry wywiad pozwala także zabrać dodatkowy nietypowy sprzęt, jeśli jest podejrzenie, że się przyda. Także sam personel już w drodze planuje swoje działania. – Są pytania, które pozwalają dookreślić kilka szczegółów związanych z danym objawem. Weźmy np. silny, nietypowy ból głowy. Jeśli jest to migrena, nie mamy do czynienia z zagrożeniem życia, ale jeśli podejrzewamy udar, wszystko się zmienia. Ważne jest zatem czy pacjent jest w logicznym kontakcie, czy i jak mówi, itp. A gdy dyspozytorka zadaje te pytania, kiedy zespół już zresztą wyrusza, wzywający jej na to: „A może podać pani numer buta?”. Zaburza to proces przygotowań do wyjazdu, jest to zbędna dyskusja, która tylko wydłuża czas oczekiwania chorego na pomoc, bo nie skraca przecież rozmowy, która i tak musi się odbyć – mówi lek. Wojciech Burkot, zastępca dyrektora ds. medycznych. Krystyna Polak, koordynator medyczny, dodaje, że procedury wciąż się nieznacznie zmieniają i niedługo będzie wprowadzony nowy system, który też na pewno nie odmieni zupełnie sytuacji. – Pytania mogą się zmienić, ale będą na pewno. Opracował jej sztab specjalistów w taki sposób, aby pozwalały jak najprecyzyjniej ustalić co się dzieje i tym samym dać ekipie szansę jak najlepszego przygotowania się do interwencji – nie kryje.

Jak zwraca uwagę Paweł Pazdan dyrektor pogotowia, również sama decyzja o tym, że ekipa pojedzie z włączonym sygnałem, może się okazać brzemienna w skutkach. – Choćby kierowca był najbardziej doświadczony, uważny i ostrożny, to przy wyjeździe alarmowym związanym z koniecznością szybkiego dotarcia na miejsce zdarzenia zawsze może dojść do poważnego wypadku. Oczywiście ratownictwo to również pewna misja i jeśli ktoś wypełniając ją mknie by ratować życie, ryzyko ma uzasadnienie. Ale jeśli się okazuje, że ekipa się naraża pędząc do kataru, to mamy tu do czynienia z nieuzasadnionym wezwaniem. I nie chodzi tu o przesadę, ale fakty, bo zdarza się tak, że zgłoszenie mówiło o duszności, która jest zagrożeniem życia, a na miejscu okazuje się, że ktoś ma… katar i kaszel, trudniej mu oddychać i twierdzi, że się przez do „dusi” – wskazuje Paweł Pazdan.

Zdarza się też, że to nie koniec utrudnień w akcji ratunkowej. Kolejne stanowią psy mieszkające w mieszkaniach czy na terenie posesji, o których właściciele mają opinię jako o łagodnych. Jednak gdy pacjent jest reanimowany lub zabierany na noszach przez zespół, nagle zwierzę zaczyna to interpretować jako coś negatywnego i rzuca się na ratowników. – Często dyspozytor  już w tle rozmowy słyszy psa i napomina, by go zamknąć w innym pomieszczeniu na czas pobytu w domu ratowników, ale właściciel to ignoruje, bo uważa, że pies jest spokojny z natury. Nagle okazuje się jednak, że masaż serca jest niewykonalny, bo pies atakuje, pierwszy raz widząc tego typu akcję – zauważa dyrekcja pogotowia. Jest to groźne i dla pacjenta, i dla ratowników, których zresztą często „łagodny” nieuwiązany pies nie zamierza wpuścić nawet na podwórko. – Staramy się co jakiś czas przypominać o ważnych i ciągle aktualnych problemach, jak nieoznakowane posesje, niezamknięte bądź nieuwiązane psy, czy utrudnienie pracy dyspozytorkom. Trzeba sobie zdać sprawę, że czasem niepotrzebna jest wiedza medyczna, ale dobra współpraca z naszymi pracownikami, by pomóc kogoś ratować, ale też łatwo można i utrudnić działania ratownikom – podkreśla dyrekcja pogotowia.

Sprawdź również

40-letni mielczanin najbliższe 3 miesiące spędzi w areszcie

14.10.2024. Decyzją sądu najbliższe 3 miesiące spędzi w areszcie 40-letni mieszkaniec Mielca. Mężczyzna podejrzany jest …