Wyreżyserowane tragedie to wymagające ćwiczenia
Ratownicy medyczni z Powiatowej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Mielcu mają za sobą kolejny sprawdzian nie tylko wiedzy, ale również odporności na stres i umiejętności działania w grupie. Wystartowali w X Międzynarodowych Zimowych Mistrzostwach w Ratownictwie Medycznym w Bielsko-Biała 2015. – Ponieważ mieliśmy pewną przerwę w startach w tym składzie, a jeden z nas był na zawodach po raz pierwszy, nie kładliśmy nacisku na rywalizację „sportową”, ale wyłącznie na aspekt edukacyjny. Ale to była rozgrzewka. Następnym razem wystartujemy już z myślą o lepszym miejscu – mówi rat. med. Krzysztof Woszczak, kierownik Szkoły Ratownictwa Medycznego przy stacji pogotowia w Mielcu.
Jak podkreśla Paweł Pazdan, dyrektor mieleckiego pogotowia, tragiczne wydarzenia, które zawsze stanowią trudne wyzwanie dla ratowników, nie omijają Mielca i okolic. – Pokazał to chociażby wypadek masowy w Rzędzianowicach, gdzie autobus zderzył się z tirem, a poszkodowanych było jednocześnie kilkanaście osób. Oczywiście o takich zdarzeniach ratownicy mogą czytać i znać teorię, ale tak naprawdę to praktyka jest w stanie ich zderzyć ze wszystkimi realiami takiej akcji – mówi dyrektor. Jak dodaje, okazało się że jedno z zadań było niemal identyczne jak wypadek z Rzędzianowic, a dla jednego z naszych zawodników było to pierwsze spotkanie z wypadkiem masowym, więc ważna lekcja.
Organizatorzy Mistrzostw śledzą wydarzenia w Polsce i na świecie, starając się dobierać zadania tak, aby sprawdzić ratowników w najtrudniejszych, ale realnych sytuacjach. – W jednym z zadań wydawało się, że będą musieli pomóc cukrzykowi, który zasłabł w centrum handlowym, podczas gdy to, co najtrudniejsze dopiero miało nastąpić. Nagle w sklepie pojawili się terroryści, którzy bronią zmusili zakładników, w tym ratowników medycznych, do poddania się ich poleceniom – opowiada lek. Wojciech Burkot, z-ca dyrektora ds. medycznych mieleckiego pogotowia, który obserwował zmagania zawodników. Podkreśla, że wielokrotnie pozytywnie go zaskoczyli wielką wiedzą, zdecydowaniem, umiejętnością radzenia sobie ze stresem i świadomością, że każdy ich ruch jest obserwowany i oceniany.
Duże wrażenie na ekipie z Mielca zrobił również fakt, że jedno z zadań było oparte na autentycznym zdarzeniu z 1978 roku, do którego doszło w Wilczym Jarze. Dwa autobusy pracownicze wiozące górników do pracy, na moście wpadły w poślizg i runęły do wody z wysokości 18 metrów. Zginęło 30 osób, w tym kierowca Józef Adamek – ojciec znanego boksera, Tomasza Adamka. – Takie ćwiczenia to zatem nie tylko sportowa rywalizacja zawodowców, ale przede wszystkim nauka, która ma sprawić, że gdyby podobny wypadek zdarzył się teraz, akcja ratunkowa byłaby znacznie skuteczniejsza – zaznacza Wojciech Burkot.
Tym razem w zawodach udział wzięło ponad 50 drużyn z całej Polski i zagranicy, a mielczanie uplasowali się na 29 pozycji. – Nie jest to dla nas jakieś rewelacyjne miejsce. Znajdowaliśmy się już zdecydowanie wyżej i była tendencja zwyżkowa, a więc chcemy z czystej ambicji wrócić do formy. Natomiast jak na start po przerwie i z debiutantem na pokładzie, poszło nieźle. Od czasu naszego ostatniego startu w zbliżonym składzie, wiele się na Mistrzostwach zmieniło. Doszedł choćby test teoretyczny po każdym zadaniu. Ale wszystko jest do przejścia i już myślimy o kolejnym wyzwaniu – zaznacza Krzysztof Woszczak. Dyrektor Paweł Pazdan zamierza wspierać pracowników w dążeniu do rozwoju. – Jest jasne, że może to tylko i wyłącznie poprawić jakość usług medycznych w pogotowiu – uważa. Tym razem na zawodach ćwiczyli: Krzysztof Woszczak, Dominik Fryc, Michał Augustyn, Jakub Betlej, a ekipę motywował Wojciech Burkot, z-ca dyrektora ds. medycznych.
Aneta Dyka-Urbańska, rzecznik prasowy pogotowia w Mielcu
Mielecka druĹźyna ratownikĂłw medycznych